Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Kathy Reichs ft. Brendan Reichs - Wirusy (Virals) I recenzja

Dzień Dobry!
Dzisiaj przychodzę do Was, bo w końcu po dość długim czasie udało mi się zakończyć moją przygodę z książką Wirusy Kathy Reichs. Od razu śpieszę wyjaśnić, że przygoda ta była "dość długa" dlatego, że jestem śmierdzącym leniem.
 W tym miejscu zazwyczaj piszę coś zupełnie z du*y bezsensownego i niezwiązanego z tematem, ale wyjątkowo nie mam nic bezsensownego do powiedzenia toteż uraczę Was wybitnie śmiesznym dowcipem z internetu (nie musicie dziękować, ale lepiej w tym momencie pójdźcie szybko po pranie, bo jest duże prawdopodobieństwo, że Wam wyschnie)
 Syn do ojca
- Tato, opowiedz mi jakiś dowcip.
- Cycki.
- Nie łapię...
- I nigdy nie złapiesz 

 Hyhyhy. Tośmy się pośmiali. A teraz: pranie wysuszone(?) to lecimy dalej.
 Młodzi ludzie znajdują ludzkie szczątki na małej wysepce w Karolinie Południowej, nieświadomie uruchamiając całą lawinę zdarzeń. W toku podjętego śledztwa odkrywają niewyjaśnioną zbrodnię sprzed lat. Kiedy wspólnie ratują chorego psa z laboratorium mieszczącego się na wyspie, żadne z nich nie ma już wątpliwości, że te dwie sprawy coś ze sobą łączy. Nie wiedzą jednak, że zwierzę jest nosicielem bardzo niebezpiecznego wirusa…
Tory Brennan, główna bohaterka powieści, jest zafascynowana kośćmi i martwymi ciałami równie mocno, co jej słynna ciotka, uznana antropolog sądowa, Temperance Brennan. Tory mieszka wraz z ojcem w odizolowanym od świata ośrodku badawczym, spędzając czas w towarzystwie dzieci innych naukowców. Dotychczas nie miała zbyt wielu okazji do wykazania się niezwykłą wiedzą, Aż do tej pory. Ona i czwórka jej przyjaciół są w śmiertelnym niebezpieczeństwie! 

No i to by było na tyle, cześć! (dobry humor mnie dziś nie opuszcza, coś czuje, że ta recenzja nie przysporzy mi nowych czytelników)
A teraz już całkowicie poważnie. Książka jest DOBRA. Jest naprawdę dobra.
Po pierwsze mamy tu do czynienia z ciekawym połączeniem gatunków. Dość rozbudowany (w ciekawy zresztą sposób) wątek kryminalny przeplata nam się z wydarzeniami swoiście fantastycznymi. I taka mieszanka świetnie się pani Reichs udała, bo uważam, że oba gatunki są "wymieszane w odpowiednich proporcjach" co daje nam naprawdę ciekawy efekt. Do tego autorka funduje nam niemałą dozę humoru, który bardzo sobie cenię w wszelkiego rodzaju książkach. 
Postaci są świetne! Reichs wykreowała świetnie nie tylko głównych bohaterów, ale też wszystkie postaci poboczne. Jestem pod wielkim wrażeniem wielowymiarowości postaci i sposobu w jaki zostały pokazane, to jeden z moich faworytów pod tym względem. 
Wątek kryminalny opracowany bardzo dobrze, z maksymalną poprawnością. Autorka dozuje informacje i napięcie w odpowiedni sposób i co najważniejsze kulminacja zapewne wielu zaskoczy, co jest dla mnie w kryminałach najważniejsze. 
Styl pisania ciekawy, książka momentami lekko nudzi opisami, ale nie jest to częste, a niektórych może nawet zaciekawić. 
Mamy do czynienia z motywem naukowym co także jest rzeczą ciekawą i dodatkowym (przyjemnym) urozmaiceniem. Książkę czyta się dość szybko i "miło". 
  Dodam od siebie tak na koniec, że cała trylogia ma świetne okładki, które uwielbiam i są jednymi z moich ulubionych.
Tom drugi już czeka na półce na przeczytanie, więc kiedy tylko to uczynię ukaże się jego recenzja. 

 


sobota, 30 maja 2015

Marie Lu - Malfetto. Mroczne piętno (The Young Elites)

Nie płacz - mówi silnym głosem - jesteś na to zbyt potężna

Witam serdecznie!
Bywa czasami tak, że nie jesteśmy usatysfakcjonowani tym co przeczytaliśmy...
Nie lubię zaczynać takimi nieprzyjemnymi zdaniami, ale niestety nie da się inaczej, gdyż cóż...nie będzie to najbardziej pozytywna z napisanych przeze mnie recenzji...
  
 Historia toczy się w alternatywnej wersji renesansowych Włoch. Przez Europę przechodzi zaraza. Nieliczni chorzy, którzy przeżyli, okazują się być posiadaczami nadnaturalnych mocy. Głowna bohaterka – Adelina – to nastolatka, której sercem zawładnęła ciemność. Opowieść ukazuje jej pogrążanie się w złu. 
Od razu zaznaczam, że nie mam absolutnie nic przeciwko pogrążaniu się w złu, ale to jest po prostu słabe, bo za takie pogrążanie się to ja dziękuję. 
Przykro mi ale: ja tego nie kupuje (znaczy już kupiłam, na promocji w empiku, ale nie to tym mowa)
W sumie kupując tę książkę nie miałam wcześniej wyrobionego jakiegoś spojrzenia na nią, kupiłam bo słyszałam o niej wiele zanim jeszcze została u nas wydana i postanowiłam sama przetestować.

Sama historia, czy może bardziej sam jej zamysł jest niezły, ale jej przedstawienie nie przypadło mi do gustu. W sumie chyba nie znalazłam ani jednego aspektu, który byłby w pełni pozytywny. 
 Postacie: albo są nijakie, albo totalnie irytujące. A główna bohaterka cóż...mam wrażenie, że nie mrok ją pochłaniał, a głupota. Ogólnie nie było chyba żadnej tak naprawdę dobrze zrobionej postaci.
 Do połowy książka jeszcze jakoś się trzyma, ale później bohaterka zachowuje się jak idiotka, dostajemy jakąś pseudo-namiastkę jakiegoś pseudo-romansu co jest po prostu nudne i o ile do połowy czytało się dość szybko i sprawnie to później książka strasznie mi się dłużyła, a ja bardzo tego nie lubię. 
 Ogólnie samo przedstawienie historii i poszczególnych wydarzeń, czy rozterek jest dla mnie niestety źle zrobione i po prostu mnie to nie przekonuje. Nie podoba mi się to w jaki sposób zostały rozwinięte niektóre wątki.
 Nie mówię, że książka jest całkiem zła, bo napewno znajdzie się grono osób, którym się bardzo spodoba, co można zauważyć po wielu pozytywnych opiniach na jej temat, niestety ja do tego grona nie należę, bo im bardziej po przeczytaniu jej zastanawiałam się co napisać tym bardziej słaba mi się wydawała. 
 Jest jednak jeden dość znaczący aspekt, który w moich oczach książkę ratuje. A konkretnie poruszenie bardzo ważnego dla mnie tematu, który jest moim 'konikiem' a konkretnie zjawisko wykluczenia/stygmatyzacji, ponieważ przypomina mi to zawsze dlaczego tak często nie przepadam za ludźmi i pokazuje jak głupi potrafią być niektórzy traktując innych w ten, a nie inny sposób. Pokazanie takiego zachowania irytuje, ale przynajmniej mamy aspekt o zabarwianiu lekko edukacyjnym. 
 Ogólnie nie powiem czy książkę polecam, czy też nie, bo myślę, że po prostu trzeba przekonać się samemu o tym czy nam się spodoba czy też nie. 


środa, 27 maja 2015

ZOMBIEland: Sylwia w świecie seriali Z Nation(2014...) review +filmweb



Dzieeń Dobry! (Opcjonalnie Dobry Wieczór, Hello, Hi, Welcome, etc.)
 Być może wspomniałam już kiedyś o mojej manii oglądania seriali, ale recenzje/opinie seriali raczej się tutaj nie pojawiają, bo niezbyt dobrze wiem jak o nich pisać. Postanowiłam jednak trochę poszerzyć materiał o którym tu piszę, wiec myślę, że teraz takie posty będą pojawiały się częściej. Może teraz przejdę do rzeczy (a przynajmniej spróbuję, bo zapewne dobrze już wiecie jak wychodzi mi "przechodzenie do rzeczy")


  Dzisiaj przychodzę do Was z serialem który odkryłam stosunkowo niedawno (wczoraj) i muszę przyznać, że bardzo mi się spodobał. Wydaje mi się, ze tematyka zombie to temat dość na czasie i o ile nie przepadam specjalnie za książkami o żywych trupach, to filmy i seriale nawet lubię. Z Nation  nie jest najbardziej popularnym serialem, jego noty (m.in. na filmwebie) są raczej średnie, ale jednak mnie ten serial bardzo przypadł do gustu, w moich oczach jest o wiele lepszy od najpopularniejszego chyba serialu o tematyce zombie The Walking Dead. O TWD wspominam tutaj głównie dlatego, że są w nim dwa zasadniczo lepsze aspekty niżeli w Z Nation. Chciałam napisać o tym na początku żeby dalej zająć się już tylko samym Z Nation. Ale, do rzeczy! 

Grupa ludzi wyrusza z Nowego Jorku do Kalifornii, gdzie znajduje się ostatnie aktywne laboratorium wirusowe, eskortując mężczyznę, który jako jedyny przeżył ugryzienie zombie.

 Po pierwsze TWD ma najlepszą według mnie kreację zombie i raczej nie prędko coś ją w moich oczach przebije. Jeśli chodzi natomiast o Z Nation kreacja zombie niezbyt mi się podoba, nie jest najgorsza, ale te zombie są tam troszkę za mądre, za szybkie etc. Także, kreacja żywych trupów w serialu jest poprawna, ale niestety trochę jej brakuje. (Przepraszam, że powołuję się w ten notce na The Walking Dead ale lepiej mi pisać o Z Nation zestawiając pewne elementy z TWD właśnie, który to serial zna więcej osób i łatwiej Wam być może będzie sobie przyswoić to o czym piszę) 
 Drugą lepiej zrealizowaną w TWD rzeczą jest sama kwestia techniczno-reżyserska, Z Nation nie odbiega aż tak bardzo pod tym względem, ale niektóre rzeczy są zrobione kiepsko pod względem technicznym/efektami. Zdarzają się niezbyt realistyczne momenty (nie żeby filmy o zombie były wybitnie realistyczne) zwłaszcza jeśli chodzi o przedstawianie natury. 
 Tak się rozpisałam, że pewnie większość z Was w połowie rzuci czytanie mojego lania wody, przepraszam, ale moja wena jeszcze nie wróciła (chyba zgłoszę zaginiecie), ale spokojnie już nie wiele nam zostało do omówienia. 
 Teraz już będę mówić tylko o Z Nation. Nie będę tu chyba rozdzielać poszczególnych aspektów (postaci, akcja etc) tylko napiszę o tym razem, gdyż to się wszystko ładnie przenika i tak będzie lepiej:
 Postaci w serialu są super wykreowane, w sumie nie ma takiej, która "działałaby mi na nerwy". Aktorzy moim zdaniem dobrze zostali dobrani do swoich ról i to wszystko do siebie fajnie pasuje, a serial ogląda się całkiem przyjemnie. Akcja jest fajnie budowana, cały czas coś się dzieje, także widz raczej nie powinien się nudzić. Poza tym bardzo fajne dialogi, często zabawne, lekkie, co bardzo sobie cenię w serialach. 
 Od siebie serial polecam, myślę, że warto obejrzeć. Bardziej wymagającym widzom może się nie spodobać, ale ja akurat jeśli chodzi o seriale wymagająca nie jestem i jak serial mnie wciągnie, to wszystkie minusy schodzą na dalszy plan. 
 Korzystając z okazji chciałam zaprosić Was również na mój profil na filmwebie, na którym na bieżąco aktualizuję oglądane filmy i seriale. Jeśli zajrzycie i coś przykuję waszą uwagę i chcielibyście abym napisała post o jakimś filmie/serialu, proszę pisać pod tym postem. Postaram się (możliwe jak najszybciej) napisać.


niedziela, 17 maja 2015

Jak to się stało?: Insurgent MOVIEbookTALK

Od dawna (od dawna, czyli od dnia premiery filmu Insurgent, na którą poszłam z podejściem sceptycznym) męczy mnie pewna kwestia. Ja wiem, że to już jest zimny temat i większość ma już to pewnie za sobą, ale do tego stopnia nie daje mi to spokoju, że postanowiłam w końcu przelać moje przemyślenia "na papier"...a tak w ogóle: Witajcie! (:


 Recenzja książki Zbuntowana nigdy nie trafiła na bloga, ponieważ książka była dla mnie rozczarowaniem którym nie chciałam się dzielić z innymi. Nie będę też takowej recenzji tworzyła teraz, gdyż nie ma to w sumie sensu, nie będę zbytnio wprowadzać w temat, bo na dobrą sprawę nie to jest w ogóle celem tego talku. Ja nie wiem, może to ze mną coś jest nie tak, ale książka strasznie mnie znudziła i niemiłosiernie dłużyło się jej czytanie. Dlatego też nie byłam przekonana czy w ogóle wybiorę się na film, ale w dniu premiery "spięłam pośladki" i pojechałam (raz się żyje pomyślałam sobie) i teraz wiem, że dobrze zrobiłam.
 "Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość) – to pięć frakcji, na które podzielone jest społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodzi test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musi wybrać frakcję. Ten, kto nie pasuje do żadnej, zostaje uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony.
Ten, kto łączy cechy charakteru kilku frakcji, jest NIEZGODNY – i musi być wyeliminowany...
Dzień, kiedy szesnastoletnia Tris dokonała wyboru, powinien zostać uczczony świętowaniem przez frakcję, do której przystąpiła – jednej z pięciu, jakie istnieją w zniszczonym katastrofą Chicago. Zamiast tego zakończył się tragedią. Przejście z Altruizmu do Nieustraszoności zburzyło jej świat, pozbawiło rodziny, zmusiło do ucieczki, ale i połączyło z Tobiasem – Nieustraszonym o stalowych oczach. Od tamtej chwili walka frakcji przerodziła się w otwartą wojnę. A podczas wojny trzeba stanąć po jednej ze stron. Wybory są jeszcze bardziej dramatyczne – i jeszcze bardziej nieodwołalne. Zwłaszcza dla Tris, NIEZGODNEJ, która wciąż zmaga się z natrętnymi pytaniami o konsekwencje swojej decyzji, z żalem i wyrzutami sumienia, swoją tożsamością i lojalnością, polityką i miłością. Lecz wstrząsające nowe odkrycia i zmieniające się sojusze sprawią, że musi ujawnić prawdę o sobie. Nawet jeśli miałaby stracić wszystko. A żeby ocalić tych, których kocha, musi złamać niewzruszone reguły swojego bezwzględnego świata…"

Tak nam mówi okładka książki, która przytoczyłam tu aby wprowadzić tych może "niewtajemniczonych" w temat trylogii NIEZGODNA. Książka otrzymała ode mnie bardzo niską notę 5/10 ale teraz rzecz ciekawsza...(to właśnie w tym momencie na filmach gra przyspieszona muzyka), bo film to dla mnie mistrzostwo!

Nie wiem czemu, ale film był dla mnie o wiele lepszy, jakoś tak wszystko działo się składniej, lepiej, a cały obraz oglądało się niezwykle przyjemnie, a czasami nawet odnosiłam wrażenie jakby to książka spłycała całość a nie film jak to jest zazwyczaj. Może to tylko moje odczucia, ale ja filmem jestem oczarowana i naprawdę, co zdarza się bardzo rzadko uważam, że jest lepszy od książki. Muzyka fajnie wpasowana w całość. Ogólnie wszystko było takie "dograne": zdjęcia, efekty, muzyka na dobrym poziomie. Gra aktorska  lepsza niż w pierwszej części, szczególnie urzekła mnie gra mojego ulubionego aktora Milesa Tellera (który moim ulubionym aktorem stał się właśnie po Insurgent no i po Whiplashu ale to chyba materiał na inną notkę). Jak wspomniałam, może jestem dziwna, ale po prostu dla mnie film zmiótł książkę. 

Przepraszam za tę strasznie chaotyczną wypowiedź, chyba faktycznie wyszłam z wprawy w pisaniu, ale w sumie nie za bardzo wiedziałam,  jak przelać w wypowiedź emocje jakie mi towarzyszą kiedy porównuję te dwa dzieła. Z drugiej strony wiem też jak podzielone są opinie o tej części, także...może wcale nie są to aż tak dziwne przemyślenia. Na koniec dodam, że film podczas oceny na filmwebie otrzymał ode mnie 10u/10 czyli notę najwyższą (nie wykluczone, że trochę przesadzoną, ale robiłam to na podstawie przyrównania do książki)


czwartek, 14 maja 2015

The Evolution Of Mara Dyer. Michelle Hodkin - Mara Dyer. Przemiana

Ludzie, na których nam zależy, są dla nas warci więcej niż inni. Tak po prostu jest.
Dzień dobry! (wieczorem proszę sobie zamienić na 'dobry wieczór')
Witam wszystkich najserdeczniej po kolejnej długiej przerwie w pisaniu i po raz już sama nie wiem który padam na kolana i proszę o wybaczenie, że milczałam, ale teraz kiedy już wszystkie matury mam za sobą mogę na spokojnie zająć się (w końcu legalnie) rozrywką. 
Właściwie, książkę z recenzją której dzisiaj do Was przychodzę przeczytałam już dawno, jeszcze sporo przed maturami, ale jakoś nie miałam czasu (udawanie, że się uczę zajmowało go całkiem sporo) na napisanie o niej, chociaż bardzo chciałam podzielić się moim zachwytem nad tą książką. A teraz już bez zbędnych formalności: MARA DYER!

 Mara Dyer wierzyła, że może uciec od przeszłości. To nieprawda.
Myślała, że jej problemy istnieją tylko w jej głowie. Nie tylko. Była pewna, że po wszystkim, co przeszli, jej ukochany nie będzie miał przed nią więcej tajemnic. Myliła się. Druga część fascynującej trylogii, w której prawda ciągle się zmienia, a wybory mogą okazać się zabójcze.


Sama nie wiem od czego zacząć, bo sporo szczegółów zdążyłam już pozapominać ze względu na odległość czasową. Jedno mogę powiedzieć na pewno: druga część przygód Mary jest dla mnie o wiele lepsza niż pierwsza. I teraz na przestrzeni czasu wydaje mi sie, że ocena dla pierwszej części była trochę przesadzona bo w porównaniu z Przemianą wypada w moich oczach blado. Ale dobra nie miała wtedy "maxa" w mojej skali, a teraz pewnie spadłaby o jeszcze jedną "gwiazdkę", ale nie roztrząsajmy już tego. Jeśli jeszcze nie zetknęliście się z Marą Dyer zapraszam do zapoznania się z opinią o pierwszej części -> Tutaj

A teraz trochę więcej już o samej drugiej części. Z góry ostrzegam, że trochę wypadłam z formy w pisaniu (co udowodniłam zapewne na egzaminach z polskiego i udowodnię w niniejszym poście), ale teraz, kiedy mam sporo czasu spróbuję się trochę naprawić. ALE, ale przepraszam, bo znowu odbiegłam od tematu:
 Nie chcę pisać tak żeby zdradzić niepotrzebnie jakieś szczegóły (których w sumie i tak nie pamiętam) więc napiszę ogólnie. 
W drugiej części postaci nadal mnie jakoś szczególnie nie zirytowały, wręcz przeciwnie: uważam, że autorka przyłożyła się do ich kreacji i to nadal wypada na bardzo dobrym poziomie. 
 Rzeczą jednak najważniejszą jest akcja! No po prostu mówiąc kolokwialnie 'niezła jazda', 'dzieje się' i to jak. Dzieje się dużo, dzieje się w odpowiednim tempie i dzieje się prawidłowo. Jest napięcie, jest humor i mniej takiej stagnacji i przestojów w akcji z jakimi mieliśmy do czynienia w części pierwszej, a zakończenie po prostu jakby krzyczało przeczytaj kolejny tom! Książkę połknęłam w trochę ponad dzień, co w sumie od dawna już mi się nie zdarzyło i zrobiłam to z przyjemnością rezygnując z innych rozrywek. Także do zapoznania się z drugim tomem zachęcam najserdeczniej, tych którzy jeszcze nie mieli okazji. No i oczywiście zachęcam tych, którzy w ogóle z Marą jeszcze "nie mieli kontaktu" aby sięgnęli po tę serię. Jest naprawdę bardzo fajny nastrój, książka ma taką interesującą "aurę" i łączy w sobie kilka różnych gatunków, więc może się dla niektórych okazać ciekawym doświadczeniem. 
Jeśli już czytaliście, zachęcam Was do wyrażenia waszego zdania. "Usłyszymy się już niebawem". Do widzenia (:
 

czwartek, 26 marca 2015

Przez Burzę Ognia - Veronica Rossi

Dla tych, których kochamy, potrafimy być najokrutniejsi. 
Witam najserdeczniej po kolejnej długiej przerwie w pisaniu (pewnie nie ostatniej). Bardzo mi przykro, że nie mam czasu na pisanie, ale matura za pasem.
 Teraz może już po prostu bez zbędnych fajerwerków przejdę do tematu tej krótkiej recenzji. Od razu lojalnie ostrzegam, że wypadłam z formy i nie będzie to raczej najlepszy napisany przeze mnie tekst, ale proszę o wyrozumiałość.
 Aria żyje w Reverie – rozwiniętym technologicznie świecie oddzielonym od dzikiej natury szczelną kopułą. Jak wszyscy Osadnicy spędza czas w wirtualnych Sferach dostępnych tylko za pomocą specjalnego Wizjera. Kiedy zostaje wygnana za przestępstwo, którego nie popełniła, wie, że śmierć jest blisko.
Perry jako Wykluczony musi walczyć o przetrwanie w brutalnym świecie plemiennych wojen, kanibali i eterowych burz. Udaje mu się przeżyć tylko dzięki wyjątkowym zmysłom pozwalającym wyczuć niebezpieczeństwo i ludzkie emocje.
Drogi Arii i Perry’ego się przecinają. Tylko Perry może ocalić dziewczynę od śmierci. Tylko Aria może pomóc mu odkupić winy. Razem rozpoczynają niebezpieczną podróż…
Jako sympatyczka tego typu powieści muszę przyznać, że jestem usatysfakcjonowana tym co przeczytałam. Książkę często widywałam na amerykańskim BT, więc z chęcią po nią sięgnęłam, chociaż zabranie się za to w ostatnim czasie i sam fakt, ze skończyłam jakąś książkę jest porównywalny z cudem. 

Postaci miały potencjał, ale moim zdaniem autorka nie do końca go wykorzystała. Są one [postaci] raczej niedoszlifowane, chociaż ich ogólny zarys był interesujący, to są dla mnie jakieś takie mało wyraziste, ale ogólnie nie mogę się do nich przyczepić.

Sama nie wiem dlaczego, ale czegoś w tej książce brakuje. Owszem jest dość ciekawa, czyta się ją szybko i przyjemnie, ale, że tak powiem: książka nie porywa tak jakby to mogła zrobić. Akcja nie jest jakaś wyjątkowo 'wartka', a cała książka wydaje mi się po prostu trochę niedorobiona. Mimo to podoba mi się i chętnie sięgnę po kontynuację, bo muszę przyznać, że mimo wszystko książka zachęca do sięgnięcia po kolejną część, bo zostawia czytelnika w niepewności, a to bardzo ważne w przypadku trylogii.

Wiem, że recenzja ta jest słaba i raczej nikomu nie pomoże w dokonaniu wyboru, czy sięgnąć po tę pozycję. Przepraszam za to po raz kolejny, ale obiecuję, że po maturze się poprawię.  



 

niedziela, 8 lutego 2015

Teoria Wszystkiego/ The Theory Of Everything (2014)

Niespecjalnie interesuje mnie fizyka, ale za to bardzo interesują mnie ludzie...
 Słyszeliście być może o Stephenie Hawkingu, astrofizyku chorym na stwardnienie zanikowe boczne. Nie jestem tu jednak bo to aby dawać Wam wykłady z astrofizyki, ani też medycyny, dlatego, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o badaniach pana Hawkinga i o jego chorobie to zapraszam do innych źródeł.
 Dzisiaj chciałam skoncentrować się na filmie poświęconym Stephenowi Hawkingowi. Teoria Wszystkiego nie skupia się jednak na osiągnięciach naukowca, a na jego życiu. Film to opowieść o nim i jego żonie Jane, dwojgu ludziach, którzy dzięki miłości potrafili stawić czoła przeciwnościom losu 

Cóż właściwie więcej ponadto mogłabym napisać? Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z tym stwierdzeniem z ulotki reklamowej i iść dalej...ale tak się nie stanie, bo to nie byłoby w moim stylu.

Ten film to jest COŚ! I to nie jest małe "coś" przy czym mogłabym przejść obojętnie, to mistrzowski film. Wybaczcie pójdę teraz po słoiczek z wazeliną, bo zamierzam wleźć w tyłek wychwalić teraz samą realizacje. Film jest tak pięknie zrobiony pod względem technicznym, że o prostu niektóre sceny odbierają słowa. Dla mnie mistrzostwo. Dawno już nie widziałam tak dobrze zrobionego filmu, wtórym efekty nie są przesadzone i sztuczne. Niektóre obrazy czarują widza niesamowitością (no przynamniej mnie oczarowały) Technicznie film jest po prostu najlepszy.

Aktorzy moim zdaniem zostali perfekcyjnie i równie dobre są odgrywane przez nich role i mimo, że nie lubię Felicity Jones to jestem pozytywnie zaskoczona jej rolą.

Dziwnym byłoby gdybym nie wspomniała tutaj o soundtracku, gdyż jak już być może zauważyliście muzyka w filmach jest dla mnie rzeczą dość ważną. A w Teorii Wszystkiego muszę powiedzieć jest idealny. Wszystko świetnie do siebie pasuje i dobrze ze sobą współgra dopełniając tylko tę świetnie zrobioną część wizualną.

Nie będę się tu chyba rozpisywała o samej historii, bo to trochę trudne. Cóż: zupełnie inaczej ogląda się coś, czy czyta, wiedząc, że to miało miejsce, że Ci ludzie są prawdziwi i na prawdę zmagali się z tak wielkimi przeszkodami. Tego się nie da opisać...to po prostu trzeba zobaczyć.