Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket

środa, 11 listopada 2015

Smoki w wersji modern? Recenzja książki Talon - Julie Kagawa

Witajcie!
Obiecałam, że w listopadzie zawitam do Was z recenzją...i oto jestem. O smokach chyba jeszcze u mnie nie było, więc pora to nadrobić, bo właśnie przychodzę do Was z książką o (nie domyślilibyście sie) smokach. Dzisiaj nie będzie żadnej usypiającej historii na powitanie, bo i nie ma czym Was dziś zanudzić, więc: od razu przejdziemy do rzeczy!

 Samotnie upadną, razem powstaną.

Przed wiekami członkowie zakonu Świętego Jerzego polowali na smoki. Ukrywając się pod ludzką postacią, smoki przetrwały. Z czasem stały się silne i przebiegłe, gotowe przejąć władzę nad światem. Młodziutka Ember Hill, po wcieleniu się w ludzką postać, zostaje wysłana ze szpiegowską misją do Kalifornii. To dla niej okazja, by zakosztować życia zwykłej nastolatki, nacieszyć się wolnością przed powrotem do Talonu, gdzie czekają na nią wyłącznie obowiązki. Ember jest odważna i zdeterminowana, ale też ulega ludzkim słabościom. Może właśnie dlatego jej misja okaże się tak trudna.


Może zacznę tym razem od minusów, a właściwie jednego ogromnego minusa, który wkurzał mnie przez całą książkę. Zakładam, że to wina tłumaczenia, ale książka napisana tak rażącym mnie stylem, że naprawdę ciężko mi się ją momentami czytało, ba podczas niektórych fragmentów mogłabym przysiąc, że autor ma mnie za debila... Co więcej tekst jest napisany w taki sposób jakby pisało go dziecko (no przy dobrych wiatrach nastolatek). I żeby nie było, że tylko się czepiam: rozumiem, że narratorami są postaci dość specyficzne: smoczyca próbująca zasymilować się z ludźmi, która no wiadomo, nie jest zbyt doświadczona w "ludzkich sprawach", czy z drugiej strony żołnierz, który również nie miał zbyt wiele kontaktu z 'normalnymi ludźmi', ale mimo wszystko: ogólny tok narracji, czy opisywanie uczuć jest trochę na poziomie ucznia podstawówki, a szkoda, bo sama książka naprawdę mi się podobała. Jak wspomniałam, wydaje mi się, że wina leży bardziej po stronie tłumacza niż autorki, ale w sumie to do końca nie wiadomo...ale jakby na to nie patrzeć styl jest zbyt trywialny, potocznie-podwórkowy i momentami przypomina mi styl z dawnych polskich książek(których nie znoszę, co także wcale nie pomaga)

Nie powinnam zaczynać od minusów, bo jeśli nie wytrwacie do końca recenzji, to pomyślicie, że nie polecam Wam tej książki, co nie do końca byłoby prawdą: wiem, że nie wszyscy są wyczuleni aż tak bardzo na styl pisania jak ja i mam też świadomość tego, że to co mnie się nie podoba innym może odpowiadać. A skreślanie książki z tego powodu, że mnie nie podpasował styl byłoby trochę bez sensu, zwłaszcza, że cała reszta jest jak najbardziej w porządku:

Książki jak ta przypominają mi o początkach mojej czytelniczej fascynacji mieszanką fantastyki i romansu, która to mieszanka do teraz jest moją ulubioną, mimo, że minęło już sporo lat od mojej pierwszej styczności z takim koktajlem gatunkowym (chyba nigdy całkowicie nie dorosnę...). Brakuje mi czasów w których mogłam niemal całe dnie spędzać na czytaniu (a bywały takie czasy), które to właśnie kojarzę z tego typu literaturą, ale może wróćmy do Talonu. 

Ember jest smoczycą wysłaną przez dość szemraną organizację zwaną Talonem z misją zasymilowania się z gatunkiem ludzkim, ona i jej brat bliźniak(który raczej nie budzi we mnie pozytywnych odczuć) trafiają do Kalifornii jako szpiedzy? Oczywiście nasza bohaterka jest z gatunku tych niepokornych i coraz mniej podoba jej się podporządkowanie zasadom organizacji (dość szemranej jak już podkreśliłam na początku) 
 A jeśli już mowa o szemranych organizacjach, to druga z nich: Zakon Świętego Jerzego wysyła własnego szpiega, aby wykrył szpiega Talonu i w ten oto sposób poznajemy Garreta (i jego mniej istotnego kolegę) oczywiście nie wiedzieć czemu niemal od razu nasi szpiedzy wiedzą kogo mają obserwować(magia?)
 No i tu zaczynają się schody, bo co jeśli wpajane naszym bohaterom od zawsze "fakty" niekoniecznie są prawdą? Poza tą dwójką mamy też jeszcze jedną bardzo ważną postać: smoka Rileya, który ogarnia co w trawie piszczy. Ogólnie jeśli chodzi o postaci są dobrze zrobione, ciekawe i nietuzinkowe. Moim zdaniem autorka wypracowała świetne, oryginalne postaci o ciekawych 'profilach' i to jest to co bardzo cenię w literaturze, także lista plusów się właśnie powiększyła.

Ogólnie książkę czyta się dość szybko i nawet przyjemnie pomijając styl. Akcja toczy się w odpowiednim tempie i czytelnik nie ma czasu znudzić się jakimś wydarzeniem. Same wydarzenia układają się w spójną całość dając nam satysfakcjonujący efekt finalny.
 Ciekawy jest również sam motyw tych dwóch organizacji z którymi to mamy w powieści do czynienia. No i nie mogę zapomnieć o rzeczy w sumie kluczowej jaką jest samo przedstawienie smoków, które jakby nie patrzeć odgrywają w tej powieści rolę dość ważną...A tutaj smoki są pokazane w sposób troszkę odmienny niż ten z którym spotykałam się dotychczas. Smoki Julie Kagawy potrafią przecież przybrać ludzką postać.
 Na koniec dodam, że ten motyw romantyczny mógłby być minimalnie mniej rozbudowany, ale ogólnie nie jest aż tak źle(poza tym, że twardy jak głaz żołnierz zdaje się zmieniać w pizdę pomiędzy 1 a 410 stroną) więc da się przeżyć.

 Podsumowując więc nasze rozważania, ja książką jestem usatysfakcjonowana. Mimo jednej ogromnej wady, jednak przeważały te pozytywne wrażenia, co za tym idzie: książkę Wam polecam, myślę, że warto w wolnej chwili po nią sięgnąć...no i ta okładka! 




 

1 komentarz:

  1. Z jednej strony jestem jej ciekawa, a z drugiej jakoś zniechęcona. Próbowałam kiedyś przeczytać coś innego od tej autorki i było po prostu słabe. Dlatego mam pewną niepewność w związku z tą książką, ale może kiedyś się przełamię.

    OdpowiedzUsuń