Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket Photobucket

wtorek, 1 lipca 2014

Maleficent (Czarownica) recenzja filmu

Z racji tego, że sporo osób pyta mnie o ten film zdecydowałam się podzielić z Wami moją opinią o Maleficent.
 Jak zwykle jeśli chodzi o nowości byłam dość sceptycznie nastawiona do tej produkcji (nie jestem też wielką fanką Anegliny) i o ile zazwyczaj ten sceptycyzm jest dobry, bo nie przeżywam później rozczarowania o tyle bardzo mnie cieszy kiedy film okazuje się być naprawdę dobry.

Film pokazuje nam zupełnie inny obraz znanej Wam być może bajki o śpiącej królewnie. Obraz o wiele lepszy, o wiele piękniejszy i o wiele bardziej poruszający. Jeśli chodzi o tegoroczne nowości filmowe prawdopodobnie najlepszy film.

Zaraz wyjaśnię Wam co tak bardzo ujęło mnie w tym filmie, że piszę tu o nim taki hymn pochwalny.
Otóż: pomińmy prawie wszystkie rzeczy, na które zazwyczaj zwracam uwagę oceniając film. Pomińmy grę aktorską, muzykę, scenografię i inne te głupoty. One w przypadku tego filmu są zupełnie nie ważne. Moja przygoda z kinematografią wygląda mniej więcej tak: Oglądam, stwierdzam czy film był fajny, czy nie i zapominam. Już dawno przestałam szukać w filmach jakiegoś przesłania, bo 80% filmów po prostu nie przekazuje nam niczego ważnego, ani wyjątkowego. I nagle pojawia się taki film, który totalnie mnie masakruje i realnie sprawia, że ja, osoba, która nigdy nie płakała na  filmie wyję jak mała dziewczynka. (po 18 latach życia w końcu komuś udało się dogłębnie mnie wzruszyć)

Zwątpiliście kiedyś w prawdziwą miłość? Bo ja nigdy. I nie mowa tu o wszystkich tych romantycznych bzdurach jakie możemy zobaczyć w co drugiej amerykańskiej komedii romantycznej, a to takiej prawdziwej, szczerej, bezwarunkowej miłości. Nie znam się na tych wszystkich związkach i innych takich i nie wiem w sumie nic o tym typie miłości (może faktycznie nie istnieje?), ale nie o takiej miłości opowiada Maleficent  i dobrze, bo tej mam już serdecznie dosyć w filmach.

Maleficent to wróżka, która dzięki Stefanowi dowiaduje się czym jest miłość. No, przynajmniej na początku tak jest. Niewinne, dziecięce uczucia wszak nie będą towarzyszyć im przez całe życie, ludzie dorastają, zmieniają się. Stefan łamie serce Maleficent i nieszczęście gotowe. (dlatego ja się nie zakochuję). Ona przechodzi zmianę w czarny charakter i rzuca klątwę na nowo narodzoną córkę króla Aurorę. Dalej jest już tylko ciekawiej.

Maleficent to przepiękna opowieść o prawdziwej miłości, o zdradzie, o prawdziwej naturze ludzi i o zemście, która nigdy do niczego dobrego nie prowadzi. Film zdecydowanie jeden z lepszych tego typu filmów jakie zdarzyło mi się oglądać. Ogólne wykonanie projektu uważam za poprawne, ale jak mówiłam w tym przypadku przymykam oczy na wszystkie błędy i niedociągnięcia.
ocena:10/10

9 komentarzy:

  1. Ten film polecił naszej klasie nauczyciel polskiego i dobrze zrobił, bo Maleficent jest chyba lepsza od oryginalnej "Śpiącej królewny"- bardzo oryginalna, wciągająca i piękna opowieść ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, tyle pozytywów o tym filmie już słyszałam, a wciąż nie obejrzałam. Od samego początku mnie zaintrygował, ale jakoś mnie do kina nie ciągnęło. Obejrzę jednak, gdy będzie taka okazja. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Planuję go obejrzeć, bardzo mnie ciekawi :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dość przyjemny film, ale mnie jakoś nie zauroczył :c

    OdpowiedzUsuń
  5. Chciałam iść na niego do kina, ale nie wiem, czy u mnie jeszcze go grają. Ale bardzo chciałabym go obejrzeć, a skoro tak wysoko go oceniłaś, musi być naprawdę świetny. Ja często płaczę na filmach, więc pewnie przy tym płakałabym jak bóbr. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. interesująca recenzja. :) chyba oglądnę :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię produkcje Disneya, więc z pewnością obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. W wolnej chwili z pewnością obejrzę - szczególnie po takiej recenzji :)

    OdpowiedzUsuń