Słyszeliście być może o Stephenie Hawkingu, astrofizyku chorym na stwardnienie zanikowe boczne. Nie jestem tu jednak bo to aby dawać Wam wykłady z astrofizyki, ani też medycyny, dlatego, jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o badaniach pana Hawkinga i o jego chorobie to zapraszam do innych źródeł.
Dzisiaj chciałam skoncentrować się na filmie poświęconym Stephenowi Hawkingowi. Teoria Wszystkiego nie skupia się jednak na osiągnięciach naukowca, a na jego życiu. Film to opowieść o nim i jego żonie Jane, dwojgu ludziach, którzy dzięki miłości potrafili stawić czoła przeciwnościom losu
Cóż właściwie więcej ponadto mogłabym napisać? Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z tym stwierdzeniem z ulotki reklamowej i iść dalej...ale tak się nie stanie, bo to nie byłoby w moim stylu.
Ten film to jest COŚ! I to nie jest małe "coś" przy czym mogłabym przejść obojętnie, to mistrzowski film. Wybaczcie pójdę teraz po słoiczek z wazeliną, bo zamierzam
Aktorzy moim zdaniem zostali perfekcyjnie i równie dobre są odgrywane przez nich role i mimo, że nie lubię Felicity Jones to jestem pozytywnie zaskoczona jej rolą.
Dziwnym byłoby gdybym nie wspomniała tutaj o soundtracku, gdyż jak już być może zauważyliście muzyka w filmach jest dla mnie rzeczą dość ważną. A w Teorii Wszystkiego muszę powiedzieć jest idealny. Wszystko świetnie do siebie pasuje i dobrze ze sobą współgra dopełniając tylko tę świetnie zrobioną część wizualną.
Nie będę się tu chyba rozpisywała o samej historii, bo to trochę trudne. Cóż: zupełnie inaczej ogląda się coś, czy czyta, wiedząc, że to miało miejsce, że Ci ludzie są prawdziwi i na prawdę zmagali się z tak wielkimi przeszkodami. Tego się nie da opisać...to po prostu trzeba zobaczyć.